Projekt książki o Profesorze nie zaskoczył mnie, z biegiem czasu wydawał mi się coraz bardziej konieczny. Im intensywniej nad tym myślałam, tym trudniej było mi określić jednoznacznie sylwetkę Profesora, postaci, która swą wszechstronnością wychodzi ponad przeciętność.
Zaczęłam przeglądać zdjęcia, które przywracały pamięć o drogim Profesorze, wspomnienia, które właściwie znam na pamięć… Zdjęcia te okazały się dla mnie notatką, przyłapaniem tej czy innej chwili, a na końcu klepsydrą…
Profesor był chyba szczęśliwym człowiekiem – robił to, co kochał. Muzyka była realnym światem Profesora, miał dla niej prawdziwy, ogromny szacunek. Wyczuwał jej ducha. Wiedział, że instrument, bądź co bądź klawiszowy, na którym można tylko uruchamiać młotki i wystukiwać melodie, ma też swoją niebiańską, czułą duszę.
Wystarczy choćby wczytać się w Jego notatki poczynione w Ottawie 21.12.1958 r., żeby zrozumieć, jak wnikliwie i analitycznie podchodził do problemu umiejętnego grania na fortepianie.
Jako człowiek ogromnej wiedzy znał Profesor swoją wartość, ale nie starał się nigdy tej swojej wiedzy narzucać. Dostrzegał natomiast każdą skazę artystyczną, był bezkompromisowy i w jego wydaniu dążenie do doskonałości nie było chimerą – było celem.
W pracy ze studentami konsekwentnie usuwał wszelkie niedokładności, dbał o prawidłowość ekspresji szafując bez miary swoją energią. Przestrzegał, walczył o to, by wykonawstwo nie było rutynowym zawodem, lecz by każdy kolejny koncert był wydarzeniem, przeżyciem. W sztuce bowiem chodzi o arcydzieło, ono stanowi legitymację sztuki, historii i działania człowieka. Cisza w muzyce była traktowana poważnie, jako element muzyki, a muzyka jako przedłużenie ciszy.
Profesor był osobą, która poza pracą pedagogiczną, wydawniczą, karierą koncertową, miała czas dla swoich najbliższych, na czytanie, myślenie, podróże jak i na sprawy błahe, zwyczajne i niepozorne. Towarzyszyła mu w tym wybornie jego ukochana żona Basia – rejestrując i utrwalając wszystkie najważniejsze wątki tego wielotorowego życia. Dom Profesora był międzynarodową areną wydarzeń. Któż nie zasiadał przy słynnym stole przy Pl. Konstytucji, gdzie Basi talenty kulinarne i bezmierna gościnność nie miały sobie równych.
Profesor bywał na ogół bardzo surowy i, poza kilkoma ulubionymi uczniami, reszta studentów miała wielką tremę przed każdą lekcją. Lekcje bywały różne – czasem bardzo długie, podczas których przedzierał się z uczniem dokładnie przez gąszcz problemów. Były też i dramatycznie krótkie, gdy po niezdarnie odegranych kilkudziesięciu taktach radził ponownie przestudiować utwór i wrócić za tydzień.
Nasz Profesor był filarem polskiego życia muzycznego w przed – i powojennej Polsce. Przez jego salon przedefilowali luminarze świata artystycznego, artyści, którzy zabiegali o jego względy, muzycy, malarze, rzeźbiarze, ludzie pióra. Salon przy Pl. Konstytucji przeżywał też liczne spotkania i tańce młodzieżowe, których ukoronowaniem był rock and roll, na co Profesor patrzył pobłażliwie, z przymrużeniem oka.
Profesor za życia swego napisał i powiedział chyba wszystko co dla niego było ważne i co było efektem wieloletnich rozważań i doświadczeń, a po ostatnim słowie, po długim, jakże pracowitym życiu, przeszedł on i jego dzieło do wieczności.
Pozostawił piękny testament…